
W długi weekend odwiedziliśmy Ranczo u Mara. Miejsce, w którym można odpocząć od zgiełku, hałasu i miasta. Można zobaczyć jak wygląda (a raczej wyglądało kiedyś) życie na wsi. A przede wszystkim pobyć blisko natury i odpocząć! Na Ranczo u Mara spędziliśmy 5 godzin. To był cudowny czas. Miejsce bardzo polecam!
Pierwszym punktem programu było oglądanie i głaskanie zwierząt. A jest ich tam całkiem sporo: kozy, owce, świnki wietnamskie, alpaki, osioł, daniele, strusie, kury, kaczki, gołębie, bażanty, gęsi, indyki, pawie. Zwierzęta spacerowały sobie po podwórku, a my wśród nich. Wszystkie łagodne i chętne do głaskania. A jeszcze bardziej chętne do karmienia 😉 Po wstępnym zapoznaniu ze zwierzętami, przyszedł czas karmienia. Wszyscy dostali kubeczki z paszą i mogli „z ręki” nakarmić czworonożne zwierzaki, a ptakom rzucić ziarno na ziemię.
Po zabawie ze zwierzętami przeszliśmy dalej – do stodoły, w której znajduje się naturalny plac zabaw – na sianie! Bele siana, a wśród nich hamaki, huśtawki z opon i trampolina… Ta atrakcja przebiła nawet karmienie zwierząt i Młodszy i Starszy ze stodoły nie chcieli wyjść 😉
Następnie poszliśmy na dwór. Za stodołą rozciąga się olbrzymi plac, na którym na dzieci czekają takie atrakcje jak tyrolka, huśtawki, drabinki, piaskownica, strzelanie z łuku, badminton i inne.
Po zabawie na dworze przyszła kolej na rozpalenie ogniska i pieczenie na nim obiadu. Przez cały pobyt (ale w szczególności w czasie obiadu) towarzyszyły nam koty, których aktualnie w gospodarstwie jest pięć.
Następnie na dzieci czekała atrakcja w postaci poszukiwania strusiego jaja. Radochy było mnóstwo. Jajko zostało znalezione przez Starszego w pobliżu tyrolki. Zaznaczam, że jajko było wypełnione cukierkami, więc jeśli ktoś ma z tym problem, to pewnie warto to zgłosić wcześniej 😉 U mnie problemu nie ma, bo Straszy i Młodszy nie chcą jeść cukierków. Co zrobić… sama zjadłam kilka coby się nie zmarnowały 😉
W części gospodarstwa za stodołą, znajduje się też zagroda dla koni, które można głaskać, a dla chętnych gospodarz proponuje oprowadzenie w siodle oraz przejażdżkę wozem. Skorzystaliśmy z tej drugiej opcji ku zadowoleniu Starszego i Młodszego.
Od 11.00 do 16.00 byliśmy na dworze i mimo tego, że było maksymalnie 10 stopni, w ogóle nie było nam zimno, bo ciągle się ruszaliśmy i świetnie się bawiliśmy.
Gdyby jednak ktoś potrzebował się ogrzać, to ma taką możliwość w specjalnym ogrzewanym przy pomocy „kozy” pokoiku w stodole.
W stodole na gości czeka też kawa i herbata.
Atrakcją dla moich synów był też tradycyjny wychodek 😊 Tak, jak pisałam wcześniej – można poczuć się jak dawniej… 😉
Właściciel bardzo serdeczny i zaangażowany, dużo opowiadał o zwierzętach i służył pomoc w razie potrzeby. Dostaliśmy pawie pióra na pamiątkę 😉
Ranczo u Mara znajduje się przy ul. Historycznej 26, w miejscowości Wielgolas Duchnowski. To koło 30 min. drogi z centrum Warszawy.
Można skorzystać z trzech pakietów pobytu – najkrótszy – 45 min., średni 90 min. i najdłuższy 3-5 godzin.
Na pobyt obowiązują zapisy. Wejścia o 11.00 i o 14.00.
Jak się przygotować? Przede wszystkim ubrać się adekwatnie do okoliczności 😉 Wygodny, sportowy strój – który może się pobrudzić 😉 oraz w przypadku wypadów jesienno-zimowych zdecydowanie ciepły strój. Zabrać ze sobą należy, to co planujemy upiec na ognisku.
Szczegóły: https://ranczoumara.pl/
Artykuł nie jest sponsorowany. Polecam to miejsce bezinteresownie :D
Autor:
Paulina Janikowska – Mizera - radca prawny, rodzic i trener.
Na blogu opisuje jak wygląda życie radcy prawnego i rodzica oraz dlaczego i czego radca prawny uczy dzieci (nie tylko swoje), a także to co ma do przekazania rodzicom o prawie i o rodzicielstwie.